Pojezierze Piaseczno Bart Holden Szymek_sqZapraszamy do przeczytania relacji z weekendowego wypadu na Pojezierze Łęczyńsko–Włodawskie. Udział w nim wzięli: Bart, Holden i Szymek_sq – autor tekstu.

Wyruszyli z małym opóźnieniem. Plecak Szymka zawiódł - spruł się. Po chwilowej konsternacji właściciel przystąpił do działania. Do przymocowania szelki miały posłużyć małe agrafki, jednak okazały się nazbyt słabe. Na szczęście znalazła się jedna prze wielka i podołała. Przy przytapianiu nitek miał miejsce mały incydent – katiusz przepalił narzutkę i materac – będzie pamiątka – pomyślał sprawca.


Lekko spóźniony pechowiec dotarł w miejsce spotkania gdzie zniecierpliwieni czekali Bartkowie. Na szczęście czas był, nie było za to pretensji. w stronę Kalinowszczyzny. Po niełatwym przedarciu się przez osiedle zamieszkałe przez Kalinian byli już w terenie. Niebieskim a następnie czerwonym traktem dotarli do Zawieprzyc. Po wdrapaniu na wzgórze zamkowe spojrzeli na ruiny i rzekę Wieprz - wzruszyli się i ruszyli dalej – nie było czasu w tym momencie.

Dziwny ten czas jest – pomyślał postronny narrator – raz go mają raz nie, innym razem jest a za chwile go nie ma –  chwilę pozostał przy tej myśli, pomimo iż nie dawało mu to spokoju powrócił do poprzedniego zajęcia – obserwacji.

Chcieli dojechać do Zezulina omijając powszechnie uczęszczane dukty. Mapa, której głównym kartografem był Amerykanin niejaki Google nie pokazała żadnej drogi ale oni i tak ją znaleźli. Nie pierwszy to był raz gdy znajdowali drogę tam gdzie jej nie było – po prostu była zawsze tam gdzie jechali. Raz kierunek wskazał rolnik upewniając się wcześniej czy aby wiedzą co to jest kapliczka przydrożna – wiedzieli. Pomyśleli - chyba wglądamy na mieszczuchów w tych dziwnych podkutych butach, hełmach podziurkowanych, za ciasnych ubraniach i z plecakami co pleców nie dotykają. Rolnik pomyślał tak samo. A gdy skończyli myśleć tę myśl zaczęli jechać. Przez knieje, przez pola dotarli do celu i wkroczyli na czerwony szlak dla piechurów. Bart zarządził postój na strawę – o dyskusji nie było mowy, więc po znalezieniu miejsca odpowiedniego zatrzymali się na popas w jakże pięknych okolicznościach przyrody. Zanim dotarli do jeziora Piaseczno musieli stworzyć swoją drogę w lesie bo ta którą jechali z nie wiadomych powodów zniknęła. Kontynuując jazdę wzdłuż linii brzegowej musieli przeprawić się po pniu przerzuconym przez grzęzawisko. Niełatwe to było zadanie ale podołali.

Dotarli do chaty, rozpalili w piecu i wyruszyli by wypełnić zadanie - Nocny Patrol. Padło na Zagłebocze. Po drodze zaliczyli bardzo sympatyczny pojedynczy trakt [za wielką wodą mówią na to single track] Na pomoście Szymko zaliczył coś jeszcze – przytulił glebę – mokrą, zmurszałą deskę pomostową. Nie miał czego zaliczać? – pomyślał narrator a za chwilę pomyśleli tak samo pozostali wędrowcy gdy dojechali do miejsca wypadku i z politowaniem spojrzeli na leżacego na ziemi człowieka. Droga powrotna była również niezmiernie interesująca: podmoknięta łąka a następnie droga piaszczysta spowodowały wzrost wagi rumaków. Wieczorem odbyło się ognisko przy muzyce barda Markowskiego.

Drugiego dnia była w planie wizyta we Włodawie. Po obfitym śniadaniu ruszyli w stronę kładek nad jeziorem Łukie i Moszne. Na prostym odcinku kładki Spławy nie hamując ani nie skręcając niespodziewanie tarcie przestało istnieć i Szymek leżał na deskach. Holden nie zachował bezpiecznej odległości i po manewrze hamowania również podziwiał przyrodę z innej perspektywy. Niektóre fragmenty kładki były przejezdne, jednak cały czas trzeba było bardzo uważać. W pewnym momencie deski stały się śliskie jak tafla lodu, kładka przebiegała ponad metr nad gruntem a woda sięgała do połowy tej wysokości. Holden przejechał, Bart przejechał, Szymek przejechał, ale tylko do połowy. Minimalnie za duże wychylenie ciała na nachylonej pod niewielkim kątem kładce zakończyło się spektakularną wywrotką. Jedna stopa zaczepiła się o krawędź kładki, kiedy głowa i górna cześć tułowia zwisała po przeciwnej stronie. Odruchowo ręka szukała podłoża i nie znalazła go pomimo zamoczenia po pachę. Zimno – pomyślał Szymek. Ale łamaga – pomyśleli Bartkowie. Dał ciała – podsumował narrator. Gdy kładka się skończyła Bartkowie pojechali na pomost widokowy jeziora Łukie. Szymek skupił się i zaczął świadomie używać swojej zdolności – emisji cieplnej ciała, co w połączeniu z wiatrem po godzinie dało w efekcie suchy ubiór. Dotarli jeszcze do jeziora Moszne, mijając sędziwego dęba Dominika. Bartkowie próbowali przeprawy bagnem z mizernym skutkiem. Holden przytulił się do miękkiego i wilgotnego mchu. Po chwili oprzytomniał i wyrwał się z jego uścisków. Kontynuował podróż z mokrym obuwiem. Nie miał szczęścia tego dnia. Nie ujechał wiorsty gdy w udo wgryzła mu się istota zwana „blatem” pozostawiając siedem ran po ostrych zębiskach. Rany okazały się poważne lecz Holden jest twardy i postanowił jechać dalej. Zaczęło zmierzchać. Niektórzy podróżni niedomagali więc postanowili powrót. Po zachodzie słońca, trochę po omacku błotnistą drogą dotarli do utwardzanej nawierzchni którą niespiesznie udali się w stronę chaty. Gdy ujrzeli oberżę uśmiechy powróciły na ich zmęczone twarze. Biesiada była zagwarantowana.

Obudzili się gdy słońce było już wysoko. Zabarłożyli – skomentował narrator. Niezwłocznie przygotowali się do podróży. Wicher utrudniał drogę i mocno irytował. Mimo to jechali cały czas. O zachodzie słońca dotarli do Koziego Grodu. Zakończyli wyprawę. Czas znowu zaczął płynąć szybciej.  Wszystko powróciło do dawnego stanu rzeczy. Następnego dnia czekały na nich codzienne obowiązki a odbyta wyprawa wydawała się jedynie marzeniem sennym.

Galeria
Forum